MENU

Minimalizm
w duchowości

Około roku temu, w czasie jednej z sesji zakupowych Poznańskiej Kooperatywy Spożywczej, pojawiła się na umówionym wcześniej spotkaniu młoda socjolożka przygotowująca się do pracy magisterskiej. Została ona pokierowana do mnie, przez moją nieskrywaną w owym czasie fascynację tematem pozbywania się tego co w nadmiarze pojawia się w naszych życiach – i to nie tylko z zakresu szeroko pojętego uzależnienia od konsumpcji wraz z jej ukrytą  stroną kosztów produkcji i dystrybucji ile nawet bardziej klarowania obrazu samego siebie – pozbywania się z życia tych rzeczy, które nie pozwalają nam czerpać z niego pełni radości i obfitości.

 

Na drodze do siebie

Wartka i pełna niezbadanych dotychczas rejonów mojego życia rozmowa jaką wówczas przeprowadziliśmy pokazała mi, że minimalizm jest dla mnie nierozerwalnie powiązany ze sferą niematerialną.

W początkowym okresie, podczas, a może i nawet w efekcie ograniczania niepotrzebnych już przedmiotów z mojej najbliższej, materialnej przestrzeni, pojawiło się pragnienie, aby równocześnie rozpocząć przegląd ról i postaw, jakie przyjmuję w codziennym życiu, a wraz z tym oczekiwań i zobowiązań, jakie podejmowałem na różnych etapach mojego życia. W procesie więc ograniczania, jako niespodziewany efekt uboczny, zaczęły się odsłaniać kolejne warstwy mnie samego. Rozpoczęło się klarowanie pragnień, oczekiwań, potrzeb.

Ten alchemiczny proces w poszukiwaniu sensu, nazwijmy go czasem destylacji, odbywał się równocześnie na każdym poziomie, trudno mi więc w tej chwili obiektywnie określić, od czego się zaczął i w jakich kolejno krokach przebiegał. Myślę, że możemy uznać, że trwał zarówno od lat dziecięcych, i trwa po prostu nadal jako część naturalnej ewolucji. Możemy również przyjąć, że stał się dla mnie momentem przejścia w dojrzałość. Tak więc po okresie młodzieńczym przyszedł moment dorosłość – na określenie fundamentów i celów istnienia odzyskując spokój oraz godząc się z tym kim jestem. Równocześnie nieustanna zmiana stała się immanentną częścią mojego życia.

 

Minimalizacja

Potrzeba ograniczenia liczby przedmiotów w moim otoczeniu wyłoniła się dość niespodziewanie biorąc swoje źródło w nieklarownej i jak wówczas wierzyłem, zabałaganionej nieświadomości, którą trudno mi było zgłębić. Nagle, podczas zmagań, przerodziła się gwałtownie w intensywną potrzebę domagającą się materializacji. Zacząłem więc od tego co miałem pod ręką.

Nadnaturalne zmęczenie nadmiarem bodźców (które zapewne dotyczy wielu z nas) towarzyszyło mi od zawsze i z biegiem lat zaowocowało rezygnacją z oglądania telewizji, bardzo żadkiego bywania w kinie, stronienia od głośnych i licznych imprez a pod koniec nawet z czytania gazet i czasopism. Z biegiem czasu odeszła również potrzeba przebywania w miejscach publicznych oraz poruszania się masowymi środkami transportu.

Oczywiście nadal lubię potańczyć, posłuchać dobrej muzyki, pójść na spacer nieznanymi zakamarkami miasta, czy poznać ulubione miejsce innych. Nie dopuszczam jednak, aby ta przyjemność zagłuszyła moje wewnętrzne potrzeby.

 

Codzienna przestrzeń

Ostatecznie ta tendencja objęła również najbliższą mi przestrzeni − mój dom. Każde piętro, pomieszczenie, pokój, szafa, półka, karton, skoroszyt − krok po kroku zmniejszały swoją zawartość, pozbywały się swojej zajętości uwalniając dotychczas niedostępną przestrzeń.

W wielu przypadkach stopniowo zanikało ich znaczenie, aż do poziomu, w który okazywały się nie być już niezbędne, a potem nie być już potrzebne, by w końcu stać się rzeczami zagracającymi przestrzeń.

Wszystko inne wędrowało stopniowo do stref tymczasowych, które znów sukcesywnie były oczyszczane w kolejnych etapach. Niewiele z nich wracało na wcześniejsze miejsce. Te jednak, którym się ta sztuka udała, zyskiwały na nowych, głębszym znaczeniu. Świadomie znajdowałem dla nich przynależne im miejsce, w miarę jak ja sam uzyskiwałem znacznie szersze spojrzenie na swoje miejsce w moim życiu.

 

Doświadczanie cielesności

Podobna zmiana rozpoczęła się pod postacią weryfikacji moich codziennych nawyków. Wstając rano czułem się ociężały, źle sypiałem, nie miałem ochoty na ruch. Z odpowiedzią przyszła dieta wegetariańska, która zapoczątkowała proces oczyszczania, a wraz z nim zwiększenie potrzeby ruchu na świeżym powietrzu i w efekcie uelastycznienie oraz wzmocnienie ciała.

Z dnia na dzień czułem się lżejszy, spokojniejszy, łatwiej było mi również utrzymać uważność. A z każdym kolejnym miesiącem pojawiały się dodatkowe elementy, jak świadome preparowanie wody, pieczenie własnego chleba czy gotowanie potraw zgodnie z zasadami biorącymi się z systemów wschodnich − kuchni ajurwedyjskiej czy chińskiej kuchni pięciu przemian.

To wszystko przełożyło się na powrót do młodzieńczej mojej miłości – wspinaczki wysokogórskiej i jogi, jazdy na rowerze, pływania i morsowanie oraz medytacji zen.

Wszystko to miało ogromny wpływ zarówno na rozluźnienie głębokich poziomów ciała fizycznego, a wraz z nim pozbycie się zatrzymanego stresu, jak i na umysł.

 

Mentalny detox

Wspomniany, zróżnicowany ruch pomagał mi w tak bardzo potrzebnym mentalnym detoksie – intensywna aktywność fizyczna oczyszczała ciało z codziennego zgiełku generującego natłok zbędnych myśli. Gdy się męczyło ponad miarę, umysł poddawał się, pozostawiając miejsce wyłącznie na spokój i wewnętrzną ciszę. Wraz z nimi pojawiło się doświadczenie związane z medytacją, a dzięki niej nauka opanowania mentalnych mechanizmów.

Nieodzowny stał się również kontakt z przyrodą − prosty, niewymagający stan pełen obecności i prostych emocji i głębi uczuć. Te zaś ponownie zaczęły mnie wypełniać radością, wdzięcznością, zachwytem, które to wcześniej, niezauważenie, bo w wyniku wieloletniego zaniedbania, zanikły przywalone stertą obowiązków, stresem i chaosem.

 

Wiosenne porządki

Niczym cebula, odkrywałem kolejne warstwy siebie. Wpierw zdjąłem stwardniałą zbroję postanawiając wprowadzić zmianę, decydując się poznać moje własne, delikatne tkanki. Następnie, krok po kroku, warstwa po warstwie, odsłaniałem nigdy wcześniej nieprzeniknione pokłady żalu, gniewu, poczucia winy i wielu zadawnionych ran.

Wszedłem w głęboki i długotrwały proces, który wymaga nie lada odwagi spojrzenia na siebie z uważnością, zrozumieniem i współodczuciem. A przy tym cechuje go duża wnikliwości i dokładność. Trzeba bowiem uświadomić sobie, że to co jest w naszej rzeczywistości zbędne, co należy zre- lub przeorganizować, a często również zmienić u podstaw nadając dotychczas bezużytecznym elementom drugie życie dotyczy również nas samych. Składowe naszej osobowości – to co lubimy i czego unikamy wraz z fundamentami na których te cechy się uformowały podlegają tym samym procesom. Dzięki zaś kreatywnemu podejściu i odwadze do eksperymentowania jest nam po prostu łatwiej. Wiosna, wraz z powtórnym budzeniem się do życia sprzyja takim procesom.

Podobnie, już po przeformatowaniu siebie jest z podejmowaniem nowych ról w teatrze życia. Eksperymenty i nowe doświadczenia stawiają mnie w sytuacjach, w których mogę spojrzeć na siebie z nowej, nieznanej sobie perspektywy. To przecież zupełnie dziecięca zabawa! To ją odkryłem na są samym końcu tej drogi. Zapewne dlatego, że bardzo wcześnie zanikła przytłoczona ogromem obowiązków, powinności i zasad. Jak dobrze, że nie ma ona końca. Jak dobrze również, że w trakcie życia nazbierane zostało doświadczenie, które pomaga ustalić ramy eksperymentowania!

 

Pokój jest we mnie

Dziś, na głębokim poziomie pragnień i uczuć, pozostaję w pokoju sam ze sobą. Nie są one już dłużej niepowiązanym zbiorem myśli i emocji zaczerpniętych, a nieraz i narzuconych z zewnątrz; nie są skrawkami, które w trakcie dziecięcego i młodzieńczego doświadczania świata przeniknęły cienką barierę poczucia siebie – i zostały przyjęte jako swoje. Nie są już przyprawiającymi o ból głowy, oderwanymi od rzeczywistości drogami, które rozpraszały moją uwagę, wzmagając lęk i pozwały abym to innym oddawał kontrolę, podczas ja wierzyłem, że jest wprost odwrotnie, że mają ten lęk okiełznać i pomóc w byciu niezależnym.

Osiągnąłem minimalistyczny wzór spójności siebie i wiem, że jest to nigdy niezakończony proces będący podstawą do kolejnych działań. Świadomie postawiłem fundamenty pod dalszą budowę. Ta pogłębiona prostota dzięki której jestem w stanie objąć całego siebie jest największą nagrodą, ofiarowując tę formę najprostszej i największej przyjemności poznania. Głębokiego poczucia tego kim jestem i kim mogę się stać, tego czego pragnę i jak chcę tam dość.

I oczywiście na to przyzwolenia.


Zapraszam do kontaktu lukasz@nowespojrzenie.pl